Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Halg, pomóż mnie i ojcu... Musimy rannego przenieść na łódź naszą i odwieźć go do jego obozu.
Jakoż młody chłopiec chętnie rozkazu posłuchał, i gdy ranny leżał już w łodzi, pobiegł wraz z ojcem na miejsce, gdzie leżał powalony celnym strzałem nieznajomego jaguar i szybko zaczął zdejmować z niego skórę, mającą wielką cenę dla Indjan.
Podczas tego nieznajomy troskliwie spoglądał na rannego. Ten przecież leżał ciągle w znak, z przymkniętemi oczami.
Czekając na swych towarzyszy, kończących operację z zabitym jaguarem, nazwany Kaw-dierem stanął w końcu łodzi i rozglądał się dookoła.
Daleko hen, na prawo i na lewo, ciągnęła się zielona powierzchnia obszernych łąk poprzerzynanych tu i owdzie strumykami, o brzegach skalistych. Przed nim zaś złociła się w promieniach wschodzącego słońca powierzchnia morza, pokryta tysiącem wysp i wysepek, o kształtnych, fantastycznych brzegach skalistych lub okrytych gęstą roślinnością. Rzekłbyś, że tę ogromną, pierwszemi promieniami wschodzącego słońca ozłoconą powierzchnię wód i lądu, dotychczas nie deptała noga europejczyka, ani dotknęło żadne narzędzie cywilizacji.
Nie było widać nigdzie na szerokim horyzoncie ani wieżyc miejskich, ani kominów wiej-