Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmierną goryczą przepełniała jego szlachetne serce.
— Największym skarbem, zupełną wolnością — mówił do Hartlepoola — Opatrzność obdarzyła ludzi na tej wyspie, uposażonej od natury we wszystko, co szczęście człowiekowi zapewnić może... I jakże to człowiek korzysta z tego najdroższego dlań skarbu?.. Zamiast wznosić się przez rozumną pracę, przez dzieła swego geniuszu ku niebu, stworzyć królestwo szczęścia na ziemi, plami swe ręce krwią bratnią, hańbi duszę najnikczemniejszymi czynami... Wolności!.. słońce ludów... promienna przyszłości i nadziejo wszystkich serc szlachetnych, czemuż dotychczas jesteś tak poniewieraną, tak brukaną, tak hańbioną przez tych, którzy cię kochać i cenić winni ponad życie, ponad wszystko..
Gdy się znaleźli na niewielkim wzgórzu, które dotychczas zasłaniało im widok na rzekę i wybrzeże morskie, ujrzeli przed sobą przerażającą scenę. Walczyli z sobą wychodźcy, a właściwie dziś wolni obywatele wyspy, podzieleni na dwie części.
Z jednej strony zachęcał do walki swoich stronników samozwańczy gubernator wyspy, Beauval, z drugiej strony Levis Dorick, który też pragnął zagarnąć władzę w swoje ręce.
Obaj trzymali w ręku topory, krzyczeli głośno i rzucali się jak szaleni, ostrożnie jednak