wyrażę, huk nie żywiony żadnem echem. Zdaje się, jak gdyby strop nieba był wypchany obłokami, których sprężystość głuszy odgłos wybuchów elektrycznych.
Morze dotychczas jest spokojne, ciężkie i nieruchome.
Pomimo to majtkowie nie mylą się co do znaczenia szerokich wahań, które zaczynają się objawiać.
Według ich zdania morze gotuje się i gdzieś w oddali huczy burza, której odbicie i my już uczuwamy. Silny wiatr jest już blizko i okręt przez ostrożność stanąłby doń w tej chwili przodem; tratwą jednak manewrować niepodobna, możemy tylko uciec, jeżeli nam się to uda. Około pierwszej jasna błyskawica, a w kilka sekund silne uderzenie zawiadomiły nas, że burza jest już nad nami. Horyzont zakryły tumany mgły wilgotnej i zdaje się, że wkrótce spadną na tratwę. Wtem jeden z majtków zawołał:
— Orkan idzie! Orkan idzie!
W nocy z 21 na 22 grudnia. Bosman poskoczył ku sznurom, powstrzymującym żagle