Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prędzej! Prędzej! wołała miss Campbell, nie mogąca powstrzymać swej niecierpliwości.
Ale na widok tych szalejących bałwanów, już niektórzy z pasażerów poczęli wydawać krzyki przerażenia. Kapitan zrozumiał odpowiedzialność na jaką się naraża, zaczął więc powoli powstrzymywać bieg statku kierującego się co raz bardziej ku stronie Corryvrekan.
A jednakże między okrętem a szalupa nie było więcej nad 200 metrów odległości, można było doskonale już widzieć tych nieszczęśliwych walczących ze śmiercią.
Był to stary marynarz i młodzieniec; pierwszy leżał na tyle statku drugi walczył z falami.
W tej chwili wielki bałwan uderzył o bort okrętu i uczynił położenie jeszcze trudniejszem.
Kapitan nie mógł zbliżać się bardziej do odmętu i zaczął manewrować w ten sposób aby mógł bez niebezpieczeństwa pozostać na miejscu.
Nagle szalupa zadrzawszy znikła w masie szalejących fal!
Na pokładzie wydano jeden okrzyk, okrzyk przerażenia!
Czy rzeczywiście szalupa została przewrócona? Nie, unosiła się jeszcze nad bałwanami, ale napór wody coraz bardziej oddalał ją od okrętu.
— Trzymajcie się! wołali majtkowie zebrani na pokładzie okrętu, gotując liny do rzucenia na szalupę.