Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cyi. Nie! To zanadto olbrzymia budowla, a następnie i bardzo smutna na ceremonią ślubu, który wedle wyobrażeń braci Melvill powinien być tak czarowny jak sama młodość, tak promieniejący jak miłość. Wybiorą raczej kościół św. Andrzeja lub św. Enocha albo św. Jerzego, który należy do dzielnicy miasta więcej arystokratycznej.
Brat Sam i brat Sib dalej rozwijali swe projekta pod formą przypominającą bardziej monologi niż dyalogi, ponieważ był to szereg idących po sobie idei, wypowiadanych w jednakowy sposób. Tak rozmawiając patrzyli przez okno na piękne drzewa parku pod cieniem których przechadzała się teraz miss Campbell; na grzędy zielone otoczone ruchomemi strumieniami wody; na niebo zaciągnięte jasną osłoną co jest właściwością klimatu wyższej Szkocyi. Nie patrzyli na siebie, było to bowiem zbyteczne, ale od czasu do czasu, jakby pod wpływem instynktownej afektacyi chwytano się za ręce, ściskano, niby dla wzajemnego udzielenia sobie myśli, przepływających przez te dwa ciała jak prądy magnetyczne.
Tak jest! Było by to pyszne! Dokonanoby wielkiego i szlachetnego czynu. Biedni mieszkańcy z West-George-Street, gdyby jacy byli, ale gdzież nie ma ubogich i biednych, nie zostaliby zapomnieni przy tej ceremonii. Chyba, ale to nie podobna, miss Campbell wyraziłaby życzenie żeby ślub odbył się cicho; w tym razie,