Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdala od ziemi, a przeto i żadnych potrzeb ziemskich nie miał na chwilę.
Około południa już mi głód naprawdę dokuczać począł; wczorajszego wieczora, Marta bez złej myśli wyjadła resztki zapasów spiżarnianych, tak że nic a nic nie było w domu!
Podtrzymywany punktem honoru, jeszcze trwałem w postanowieniu nie wykrycia tajemnicy.
Druga wybiła na zegarze kominkowym. Położenie zaczynało być i przykre i śmieszne, a nareszcie nieznośne. Zacząłem sobie pomału perswadować, że zbyt przesadnie pojmuję znaczenie i doniosłość dokumentu; że może stryj nie da nawet temu wiary, że będzie go uważał za prostą. mistyfikacyę, że w najgorszym razie można go będzie wstrzymać od rozmyślnego awanturowania się; że nareszcie sam może wynaleźć klucz zagadki i cała moja tajemnica na nic wtedy się nie przyda.
Te same powody które wczoraj odrzuciłem z pogardą, dziś wydały mi się dobremi i usprawiedliwionemi, sądziłem, że głupstwem byłoby czekać dłużej; postanowiłem przeto wszystko wyjawić.
Chodziło więc już tylko, jak zacząć rozmowę i naprowadzić ją na przedmiot żądany — gdy wtem profesor wstał z fotelu, włożył kapelusz na głowę, gotując się do wyjścia.
Jakto! — pomyślałem — miałżeby iść, nas zamknąć głodnych i.... o nie, nigdy!