Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doprawdy, żal mi się go zrobiło, a pomimo uraz jakie mogłem mieć do niego, wzruszony byłem obecnem jego położeniem. Biedaczysko tak był zajęty swą łamigłówką, że nawet gniewać się zapomniał; wszystkie jego siły żywotne, zgromadziły się w jeden punkt, tak że na seryo o jego umysł lękać się było można.
Jednem skinieniem, jednem słowem mogłem oswobodzić go od tej żelaznej obręczy, która mu czaszkę ściskała, a jednak nie uczyniłem tego. A przecież miałem dobre serce! Dla czegóż pozostałem niemym w podobnej okoliczności? Oto właśnie w interesie mojego stryja.
Nie! nie! — powtarzałem, — nie! nic nie powiem. Onby chciał tam iść, ja go znam: nicby go nie powstrzymało. Jest to wyobraźnia wulkaniczna, ażeby dokazać tego, czego inni geologowie nie dokazali, naraziłby życie swoje. Będę więc milczał, zachowam tę tajemnicę, którą, mi odkrył przypadek. Wyjawić ją byłoby to zabić profesora Lindenbrocka. Niech zgadnie jeżeli zdoła, ja niechcę mieć sobie kiedyś do wyrzucenia, żem go popchnął do zguby.
Z tem postanowieniem założyłem ręce na krzyż i czekałem spokojnie, nie przewidując wszakże wypadku, jaki miał zajść w parę godzin później.
Gdy Marta chciała wyjść do miasta dla zakupienia produktów kuchennych, zastała drzwi od sieni