Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/297

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Hansa; ten patrzał na nią uważnie lecz obojętnie. Za powtórnym zwrotem stryj upadł na kolana aby się uchylić przed zjawiskiem; ja drżałem, przerażony jasnością i gorącem tego fenomenu. Kula zaczęła skakać około mej nogi, której nie mogę w żaden sposób usunąć.
Mocny zapach gazu saletrowego napełnił powietrze, przeciskając się nam do płuc i gardła. Trudno jest oddychać w tej atmosferze.
Dla czegoż ja nie mogę usunąć mej nogi? — mam ją zupełnie przykutą do tratwy. Ah! rozumiem! kula elektryczna zamagnesowała nam wszystko żelazo; instrumenta nasze, narzędzia, broń i cokolwiek było metalowego, porusza się i zwraca ze szczękiem w jedną stronę; gwoździe mojego obuwia przyczepiły się mocno do blachy żelaznej wbitej w drzewo. Nareszcie silniejszem szarpnięciem oderwałem nogę i usunąłem się w bok, przed kulą. wciąż mnie napadającą.
Ah! cóż za straszne światło! Kula pęka! stoimy w płomieniach!
W chwilę potem wszystko zgasło. Spostrzegłem stryja leżącego na tratwie; Hans nieporuszony stał przy rudlu i „plut ogniem” pod wpływem przejmującej go elektryczności.
Dokąd dążymy? — Boże mój! kiedyż i gdzie się zatrzymamy?
........................