Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chyliłem się przez wystający odłamek skały i zajrzałem w przepaść — włosy mi na głowie powstały, nogi drżeć poczęły — czułem że tracę środek ciężkości — w głowie mi się kołować zaczęło, jak gdybym był pijanym, i byłbym niezawodnie wpadł w głębinę, lecz Hans wszystko uważający w milczeniu, powstrzymał mnie silną dłonią. Widocznie lekcye w Kopenhadze na Fresles Kirk jeszcze były niedostateczne.
Jakkolwiek nie miałem czasu dokładnie rozpatrzyć się w tej studni, zawsze jednak powziąłem wyobrażenie ogólne o jej położeniu, ściany jej prawie prostopadłe, miały na sobie liczne występy, mogące ułatwić zejście; schody więc były gotowe, ale użytkować z nich nie było sposobu, gdyż nie miały potrzebnej pochyłości. Lina przywiązana do otworu mogłaby nas utrzymać; ale jakże ją potem odwiązać, gdy się dojdzie do końca jej długości.
Stryj zaradził tej potrzebie w sposób bardzo prosty. Linę grubą na cal, a długą na stóp czterysta, wsamym środku okręcił około występu skały i oba końce wrzucił w otwór krateru; każdy z nas mógł się tak spuszczać trzymając za oba sznury, a po przejściu dwustu stóp, poruszając jeden koniec liny, odwiązywał ją tym sposobem, okręcał na nowym występie i tak usque ad infinitum,