Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VII.
Chwila upojenia.

Tak więc zjawisko ciekawe, ale logiczne, dziwne, lecz wytłómaczyć się dające, spełniło się w tych szczególnych warunkach. Każdy przedmiot wyrzucony z pocisku, musiał tę samą przebywać drogę i jednocześnie z nim się zatrzymać. Przez cały wieczór tylko o tem rozprawiano, przytem wzruszenie podróżników wzrastało w miarę zbliżania się do upragnionego celu. Byli oni przygotowani na rzeczy nieprzewidziane i nadzwyczajne i w usposobieniu, w jakiem się chwilowo znajdowali, nicby ich zadziwić nie mogło. Wyobraźnia ich wyprzedzała pocisk, którego szybkość zmniejszała się widocznie, chociaż oni o tem nie wiedzieli. Księżyc tymczasem zwiększał się coraz bardziej w ich oczach, i zdawało im się, iż dosyć ręką sięgnąć, aby go pochwycić!
Nazajutrz, 5 grudnia, już o 5-ej zrana wszyscy byli na nogach. Miał to być ostatni dzień podróży, o ile obliczenia były dokładne. Tegoż samego jeszcze wieczora, za 18 godzin, o północy, w chwili pełni, mieli doścignąć tarczy księżycowej. Dzisiejsza północ miała zakończyć tę podróż, o jakiej dotąd nie słyszano jeszcze. Dlatego też, od samego już