Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rana, przez szyby, oświetlone blaskiem promieni księżyca, witali nasi podróżnicy poważną gwiazdę nocy wesołymi i głośnymi okrzykami.
Księżyc wspaniale sunął po horyzoncie gwiazdami zasianym. Jeszcze kilka stopni, a dojdzie on do punktu, w którym spotka się z pociskiem.
Barbicane obliczył, że upadną na księżyc ze strony jego półkuli północnej, gdzie znajdują się rozległe płaszczyzny. Byłoby to wielce pożądanem, gdyby atmosfera księżyca, jak przypuszczano, gromadziła się tylko w głębinach.
— Zresztą, zauważył Ardan, płaszczyzna w każdym razie jest wygodniejsza i właściwszą do wylądowania, aniżeli góra. Gdyby Selenitę wysadzono w Europie na szczycie góry Mont-Blanc, lub w Azyi, na szczycie Himalai, nie wiedziałby napewno, iż się w tych krajach znajduje.
— Wogóle — dodał Nicholl — pocisk, padłszy na płaszczyzmę, pozostałby na niej nieruchomym na pochyłości zaś toczyłby się jak zawała śniegowa, a my, nie mając zręczności wiewiórek, nie wyszlibyśmy z niego cali i zdrowi. Wszystko zatem zdaje nam się sprzyjać. Pomyślny rezultat przedsięwzięcia zdawał się już być niewątpliwym. Barbicana wszakże