Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 168 –

— Nie wiem czy kto już widział, ale pan zobaczysz, jeżeli pozwolisz mi działać.
Cypryan nigdy nie uważał rzeczy za niemożliwą dlatego, że jemu była nie znaną, przyrzekł zatem swą pomoc Liemu.
— Znajdujemy się pod wiatrem od nich, co jest dla nas okolicznością bardzo korzystną, bo żyrafy mają czuły węch i byłyby nas spostrzegły. Udaj się pan w stronę przeciwną, przestrasz je wystrzałem, aby uciekły w moją stronę. Resztę już ja załatwię.
Cypryan oddalił się we wskazanym kierunku.
Li u wejścia do doliny pośpiesznie odwiązał swój nieodstępny sznur, przeciął go na dwie połowy, długości 30 metrów. Na jednym końcu przywiązał dość ciężki kamień, a drugi koniec przytwierdził do gałęzi, następnie owinął wolnymi końcami sznura lewą rękę i stanął za drzewem, czekając wypadków.
Po 5 minutach rozległ się strzał. Zaraz po nim szybki tętent, jak gdyby oddział zbliżającej się kawaleryi, i jak to Li przewidział żyrafy nadbiegły do wązkiego przejścia w górach, nie czując pod wiatrem wroga.
Przepuściwszy koło siebie kilka pierwszych zwierząt, rzucił swe lasso na jedno z największych. Sznur świsnął w powietrzu