Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 169 –

i okręcił się parę razy o szyję zwierzęcia, które na wpół uduszone stanęło z przerażenia nieruchomo.
Li, nie zwlekając, powtórzył swój manewr po raz drugi i również z dobrym skutkiem.
— Proszę spojrzeć — zawołał do zbliżającego się Cypryana, który, nawiasem powiedziawszy, nie bardzo wierzył w powodzenie zamiarów chińczyka. Widok, który go czekał, nie pozwalał już wątpić, że Liemu się udało. Dwa piękne, silne i duże zwierzęta, z cienkiemi nogami i błyszczącą sierścią, stały przed nim.
O ile jednakże zachwycał się wyglądem żyraf, myśl zużytkowania ich pod wierzch, wydawała mu się niewykonalną.
— Powiedz, mój przyjacielu — rzekł do Liego — jakże się utrzymać na ich grzbiecie, który ma spadek do 60 ctm. i w dodatku bez uzdy?
— Zostaw to mnie ojczulku — odrzekł Li — do jutra będzie i uzda i siodło.
Przemyślny i na wszystko mający sposoby Li, przygotował Cypryanowi obiad, a potem zajął się tresowaniem łagodnych zresztą zwierząt.
Zapomocą zwiniętego płaszcza siadł na grzbiet jednej z żyraf i popędził na miej-