Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 105 –

Na podkładce z białej bawełny, w formie 12° ściankowego romboidu leżał ogromny czarny kryształ, wydzielając snopy światła; zdawało się, że całe laboratoryum oświetla swym blaskiem.
Ten sztuczny twór, atramentowo-czarny, przezroczystości niezrównanej, wywoływał wrażenie olbrzymie, oszałamiające!
Był to widok nieporównany, cud natury, który, nielicząc wcale jego wartości, więził zmysły swym blaskiem przepięknym.
— Nie jest to tylko największy lecz i najpiękniejszy klejnot na kuli ziemskiej, — przemówił z ojcowską prawie czułością stary szlifierz — waży zaś 432 karaty; możesz pan być dumnym, iż za pierwszą próbą stworzyłeś jednocześnie i arcydzieło.
Cypryan na te pochwały nic nie odpowiedział. Poczytywał się tylko za badacza, któremu się udało ciekawe doświadczenie i był zadowolony, że jemu właśnie powiodło się rozwiązać zagadnienie, nad którem mozoliło się dotąd bezskutecznie tylu pracowników chemii nieorganicznej. Lecz jakaż właściwie korzyść dla społeczeństwa z możności fabrykacyi sztucznych dyamentów? Nikogo ona nie wzbogaci a zrujnuje pracowników, którzy dotychczas tym przemysłem się trudnili.