Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 104 –

dergaartowi do oszlifowania, a nie wiem dokąd go ze sobą zabrał.
— Temu staremu głupcowi pan go dałeś!? Ależ to szaleństwo, dyament takiej ceny!
— Cóżby z nim począł? — spokojnie zauważył Cypryan — czy pan sądzisz, że na dyament tej ceny znajdzie się tak prędko amatora?
Ta uwaga nieco stropiła Watkinsa, w każdym razie zły był, że klejnot oddany w ręce Wandergaarta i że ten kazał aż miesiąc czasu czekać na jego zwrócenie.
Musiał jednak czekać, nie zaniedbał tylko przez dni następne srogo wymyślać na starego boera przed Annibalem i kupcem Natanem.
Włoch wogóle wątpił o powrocie Wandergaarta, on i Friedel utrzymywali stanowczo, iż chytry starzec dlatego wymówił sobie miesiąc czasu, aby tem swobodniej mógł klejnot sprzedać w całości lub połupany na części dla niepoznaki.
Mylili się jednakże ci, co podawali w podejrzenie uczciwość szlifierza.
27-go dnia stanął on w izdebce Cypryana i, postawiwszy drewniane pudełko przed nim, przemówił spokojnie:
— Oto jest kamień!
Cypryan otworzył pudełko i milczał olśniony.