Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 106 –

Myśl ta lotem błyskawicy mignęła w mózgu inżyniera w chwili, gdy przyglądał się klejnotowi. Nie rzekłszy słowa, pochwycił pudełko i, uścisnąwszy serdecznie rękę Wandergaarta udał się najbliższą drogą do fermy Watkinsa.
Fermer siedział przed swym biurkiem, zaniepokojony usłyszaną wieścią o powrocie szlifierza. Alicya daremnie siliła się uspokoić go.
Zaledwie Cypryan drzwi otworzył, Watkins zapytał go:
— A! no?
— A, no rzetelny Wandergaart powrócił.
— Z dyamentem?
— Mistrzowsko oszlifowanym, który jeszcze waży 432 karaty.
— Czterysta trzydzieści dwa karaty? — zaledwie wykrztusił Watkins — a przyniosłeś go pan?
— Oto jest!
Fermer porwał pudełko i, otworzywszy je, oniemiał z podziwu. Mieć w ręku klejnot takiej wartości, tak pięknej formy, rozczulało go prawie. Miał też łzy w oczach, gdy mówić począł do dyamentu, jak do żywego stworzenia.
— O ty piękny, dumny, wspaniały kamieniu!... jak cudownie wyglądasz... jakiś ty ciężki,