Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Delegaci spojrzeli po sobie. Ten Dean Toodrink wpadł, zdaje się, na dobry pomysł. Syndykat... W naszych czasach wyraz ten jest bardzo na dobie. Ludzie tak są przyzwyczajeni zawiązywać stowarzyszenia tego rodzaju, jak oddychać, jeść, pić, spać. Nic nad to więcej modnego, tak w polityce, jak i w interesach zwyczajnych.
Wszakże, ponieważ na propozycyę wypadało zrobić jakikolwiek zarzut, a raczej żądać wyjaśnienia, Jakób Jansen stał się tłumaczem uczuć swych kolegów, wypowiadając następne zapytanie:
— A potem?
— Tak!... Co ma się stać po uskutecznieniu kupna przez syndykat?
— Ależ, zdaje mi się, że Anglia!... — rzekł major ostro.
— I Rosya!... — rzekł pułkownik, którego brwi groźnie się nastroszyły.
— I Holandya!... — wygłosił radca.
— Skoro Bóg dał Danię duńczykom... — zauważył Eryk Baldenak.
— Bardzo przepraszam — zawołał Dean Toodrink, — jeden tylko kraj był dany przez samego Boga! To jest Szkocya, szkotom.
— A to co znowu?... — spytał delegat szwedzki.
— Czyż poeta nie powiedział:

„Deus nobis Scotiam fecit?“ —