Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie nic ludzkiego, lecz Cyrus Smith, tak jak poprzednio korespondent, odkrył w jego wzroku jak gdyby przelotny błysk rozumu.
Postanowiono więc odludka, albo raczej nieznajomego — gdyż tem mianem nazywali go odtąd nowi jego towarzysze — umieścić w jednej z izb Pałacu Granitowego, zkądby nie mógł im uciec. Dał się zaprowadzić bez oporu i przy ciągłej pieczy a staraniu, można mieć było nadzieję, że kiedyś osadnikom wyspy Lincolna przybędzie w osobie jego nowy towarzysz.
Cyrus Smith podczas śniadania, które Nab zastawił co prędzej — gdyż Pencroff, korespondent i Harbert umierali prawie z głodu — kazał sobie opowiedzieć z wszystkiemi ważniejszemi szczegółami wyprawę i pobyt na wyspie Tabor. Zgodził się pod tym względem zupełnie z przyjaciołmi, że nieznajomy musiał być z pochodzenia Anglikiem lub Amerykaninem; myśl tę nasuwała nazwa okrętu „Brytanja,“ prócz tego zdawało się inżynierowi, że z pod tego zarostu zapuszczonego i tych długich kudłów spadających z głowy, przebijają charakterystyczne rysy anglo-saksońskiej rasy.
— Lecz wracając do rzeczy, rzekł Gedeon Spilett do Harberta, nie opowiedziałeś nam jeszcze dotychczas jakim sposobem spotkałeś się z tym dzikim człowiekiem. Dotąd wiemy tylko że byłby cię pewnie udusił, gdyby się nam nie było udało przybiedz ci na czas w pomoc.
— Dalibóg, trudno mi opowiedzieć, jak się to stało, odparł Harbert. Byłem właśnie, jak mi