Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to czemu? zapytał korespondent.
— Ponieważ w takim razie dokument wspominałby o dwóch rozbitkach, odparł Cyrus Smith, a wspomina tylko o jednym.
Harbert opowiedział w kilku słowach koleje żeglugi, kładąc szczególny nacisk na ów dziwny fakt chwilowego oprzytomnienia więźnia, gdy na chwilę, podczas najstraszniejszej burzy, odezwał się w nim nagle marynarz.
— Masz zupełną słuszność, Harbercie, przywiązując tak wielką wagę do tego faktu, odparł inżynier. Ten nieszczęsny nie jest z pewnością bez nadziei uleczenia, rozpacz to wtrąciła go w taki stan. Tutaj znajdzie ludzi sobie podobnych, a ponieważ ma jeszcze duszę, więc tę duszę ocalimy!
Wtedy wydobyto rozbitka wyspy Tabor z przedniej kajuty okrętu, w której się znajdował. Inżynier okazywał wielką litość nad nim, a Nab wielkie zdumienie. Nieszczęsny, skoro tylko dotknął stopą ziemi, objawił natychmiast chęć ucieczki.
Lecz Cyrus Smith, zbliżywszy się do niego, z giestem pełnym godności położył mu rękę na jego ramieniu i patrzył na niego z niewymowną słodyczą. Nieszczęsny, jak gdyby pokonany chwilowym wpływem przewagi moralnej, uspokoił się zwolna, spuścił w dół oczy, pochylił czoło, i nie stawiał więcej żadnego oporu.
— Biedny samotnik! szepnął inżynier.
Cyrus Smith przypatrywał mu się uważnie. Na pozór nieszczęśliwa ta istota nie miała w so-