Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy osadnicy, których ramion zażądał Pencroff, zeszli do warstatu i zabrali się do założenia owego obrzegu okrętu, składającego się z grubych belek tworzących opaskę każdego statku i spajających gruntownie wszystkie części jego skieletu. Ważna to i ciężka była robota, w której wszyscy mieli wziąć udział.
To też pracowali gorliwie przez cały ten dzień 3go stycznia, nie troskając się wcale wulkanem, którego zresztą nie można było spostrzedz z wybrzeża pod Granitowym Pałacem. Raz jednak czy dwa, wielkie cienie, które zasłoniły nagle słońce, opisujące swój łuk dniowy po niezmiernie czystem niebie, były wskazówką, że gęsty obłok dymu przeszedł pomiędzy kręgiem słońca a wyspą. Wiatr wiejący od morza unosił te wszystkie wyziewy na zachód. Cyrus Smith i Gedeon Spilett zauważyli wybornie te zachmurzenia się przechodnie i kilkakrotnie udzielili sobie nawzajem spostrzeżeń, odnoszących się do widocznego wzrostu zjawiska wulkanicznego — ale się robota przez to nie przerwała. Zresztą było rzeczą najwyższego interesu dla osadników, pod wszelkiemi względami dokończyć okrętu w terminie jak najkrótszym. Wobec okoliczności, jakie się mogły przedstawić, bezpieczeństwo osadników zyskałoby silniejszą rękojmię. Kto wie, czy ten okręt nie miał być pewnego dnia ich jedynem schronieniem?
Wieczorem, po wieczerzy, Cyrus Smith, Gedeon Spilett i Harbert weszli znowu na Wielką Terasę. Noc już całkiem zapadła, cie-