Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic ważnego, okrom kilku nawałnic równonocnych, gwałtownych dosyć. Pan Jow pomagał im zręcznie, będźto włażąc na drzewa i umocowując u ich szczytu liny służące do zwalenia drzew na ziemię, bądź też pożyczając swoich potężnych barków do przenoszenia pni, obciętych z gałęzi.
Następnie wszystkie drzewo złożono pod obszernem poddaszem z desek, zbudowanem w pobliżu „Dymników“ i tam czekać miało chwili użycia do budowy statku.
Kwiecień był dosyć piękny, tak jak bywa często październik na półkuli północnej. Jednocześnie zabrano się również gorąco do pracy w ziemi, i wkrótce wszelkie ślady spustoszenia znikły z Wielkiej Terasy. Młyn odbudowano a na miejscu dawnych kurników, wzniosły się nowe. Zdawało się niezbędną rzeczą nadać im znaczniejsze rozmiary, ponieważ gromada ptasia rozrastała się w olbrzymim stosunku. W stajenkach mieściło się obecnie pięciu onaggasów, z których cztery silne, dobrze wyćwiczone, pozwalały się już zaprzęgać i jeździć na sobie wierzchem, a piąty właśnie co tylko się ulągł. Inwentarz osady zwiększył się o jeden pług i użyto onaggasów do orki, jakby prawdziwych wołów z Yorkshire lub Kentucky. Każdy z osadników brał na siebie cząstkę pracy i ręce ich nie próżnowały. To też co za świetne zdrowie mieli ci robotnicy i jakiż nieporównany humor ożywiał wieczory w Pałacu Granitowym, gdy układali tysiące projektów na przyszłość!
Rozumie się samo z siebie, że Ayrton po-