Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 302 —

Wypiliśmy więc chętnie za zdrowie tego dzielnego człowieka, trochę gadatliwego, lecz wypróbowanej wierności, którego nadto krotochwilność mowy uczyniła nam niejednę przykrą chwilę łatwiejszą do zniesienia.
Poczynione dnia tego wymiary, trudne już bardzo z powodu nadzwyczajnego obniżenia się słońca, wykazały 79° 17' szerokości a 118° 37' długości wschodniej. Oba więc brzegi cieśniny Orion Sund ciągnęły się między 118 i 119 stopniem, podczas gdy 12 już tylko stopni dzieliło Parakutę od koła biegunowego.
Często obaj kapitanowie rozkładali na ławce bardzo jeszcze niedostateczną kartę tych stron świata, a ponieważ Wiliamowi Guy obce były oczywiście ostatnio poczynione odkrycia, mianowicie w wyprawie Kempa i powtórnej Morella, słuchał przeto uważnie opowiadań brata, albo też wspólnie zaznaczali położenie poznanych teraz lądów.
W rozmowach tych, w których naturalnie i ja najczęściej brałem udział, zrobił raz uwagę Len Guy, że zbliżamy się coraz więcej do bieguna magnetycznego ziemi, który jakkolwiek dotychczas przypuszczalnie tylko jest oznaczony, w każdym razie w tych okolicach znajdować się musi. Punkt ten, w którym jak wiadomo schodzą się wszystkie linie południków magnetycznych globu, odpowiada przeciwległemu punktowi bieguna magnetycznego półkuli północnej.
Nie była to wszakże dla nas, jak sądziłem, kwestya doniosłości jakiejkolwiek; natomiast nie uszło naszej uwagi, że Orion Sund począł zwężać się coraz więcej, że wreszcie szerokość jego wynosiła zaledwie około 12 mil morskich, co nam dozwoliło widzieć rownocześnie oba brzegi lądu.
— Choćby po wąskim kanale, dość jeszcze będzie miejsca dla łodzi naszej — rozumował bosman — byleby tylko wyjście nie zamknęło się całkiem.
— Niema obawy o to — odpowiedział Len Guy, —