Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 303 —

wyjście być musi, ponieważ prąd nie ustaje dążyć w tym kierunku i mojem zdaniem, należy nam trzymać się go stale.
Rzeczywiście, Parakuta nie mogła mieć lepszego nad ów prąd sprzymierzeńca, który wszakże okazałby się niezawodnie wrogim, gdyby nam przyszło walczyć przeciw niemu.
Nasze pomiary dnia 10 marca wykazały przy tej samej długości 76° 13 szerokości, zatem przez owe 20 dni od chwili opuszczenia Halbran Landu, wznieśliśmy się około 600 mil ku Północy, a stosunek ten upoważniał nas do nadziei, że jeżeli nic się nie zmieni, zdołamy jeszcze dość wsześnie przebyć zaporę, by znaleść z tamtej strony rybackie okręty.
Tymczasem nagle przez kilka godzin staliśmy się świadkami zjawiska równie nadzwyczajnego, jak osobliwości któreremi przepełnione są opisy Artura Pryma. Wczasie bowiem śniegowej zamieci, ujrzeliśmy w koło siebie światełka iskier elektrycynych, które z lekkim trzaskiem sypały się zarówno z łodzi i wioseł, jak z każdej części ubrania i ciała naszego przy najmniejszym ruchu. Same nawet spadające szerokie płaty śniegu, zacinając ostro, niby ukłucie igiełek, promieniały jak gwiazdeczki. Morze przytem było tak wzburzone, iż groziło nam kilka razy zalanie falą.
Stopniowo obniżające się słońce, zaledwie trochę tylko wychyliło się za horyzont, rzucając blade, ukośne promienie; niezawodnie gdybyśmy sami nie posuwali się naprzód ku Północy, otoczyłaby nas oddawna ciemność zupełna. Mrok wszakże który rozpostarł się dokoła w połączeniu z gęstą mgłą, zmuszał nas do szczególnej w żegludze uwagi — mianowicie, gdy wypadało omijać lodowce ciągle w znacznej liczbie, gdy tymczasem w stronie południowej zapalała się często na niebie szeroka łuna zorzy polarnej, a temperatura opadając stopniowo zeszła do 5° poniżej zera.
— Jeżeli się spóźnimy do zapory — myślałem często w ponurej zadumie — jakież okropne będzie przezimowanie