Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 222 —

ścia. W prawdzie kilku marynarzy z Falklandów, zdobyło się na śmiały protest przeciw surowości porucznika; uciszyli się wprawdzie niebawem, skoro tenże pogroziwszy im surowo, rozkazał zabrać się natychmiast do pracy około zwinięcia niektórych żagli. Większa bowiem ostrożność w żegludze była teraz konieczną, zważywszy możliwość istnienia w pobliżu ziemi, zdradliwych skał podwodnych.
Oczywiście za pierwszym zaraz okrzykiem straży, przybiegł na pokład kapitan, i pałającym wzrokiem badał ów ląd, odległy jeszcze o jakie 10 do 12 mil. Niewielką tę już przestrzeń, nawet przy wolnym biegu statku, mieliśmy nadzieję przebyć w kilka godzin.
Zapuszczona sonda wykazała 120 sięgów głębokości wodnej, lecz kilka następnych pomiarów stwierdziło nadzwyczaj faliste dno morza. Z obawy więc byśmy nie najechali na jaką nagle wznoszącą się wyniosłość, sprawdzano odtąd z rozkazu Lena Guy’a bezustannie głębię morską.
Jakkolwiek pogoda trwała niezmiennie, lekka wszakże zrazu mgła na południo-zachodzie, stawała się coraz gęstszą, tak, iż tylko od czasu do czasu w przerwach, niby w rozdartej zasłonie, ukazywały się tak żywo zajmujące nas zarysy lądu, jakby dla upewnienia, iż nie przestały tam istnieć. Bo wątpić o tem zdawało mi się rzeczą niemożliwą, teraz mianowicie, gdy, jak to zwykle bywa przy zbliżaniu się do ostatecznego celu, serca nasze opanował niewysłowiony niepokój.
Tymczasem temperatura obniżała się coraz więcej i termometr wystawiony na powietrze spadł do 0° Celsyusza, gdy woda zachowała jeszcze 3° 33 ciepła. Jaka wszakże była przyczyna tego oziębienia, trudno nam było dociec; bo samo przypuszczenie tak wczesnego nadejścia zimy, oddalałem uparcie.
Bądź co bądź przejmujący chłód wraz z zimnym i silnym wiatrem, zmusił całą załogę do przywdziania ciepłej