Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 55 —

wacznych kształtów sterczące skały, składają się z części mineralnych, obcych zupełnie uczonemu naszemu światu.
Co więcej, woda nawet w płynących tam strumieniach, niema przezroczystości naszych wód, a spójność jej cząstek tak jest małą, że „przecięta” ostrzem noża, nie łączy się zaraz, lecz długo oddzielnemi płynie smugami.
Aby się dostać do pierwszej osady na wyspie, trzeba było przejść pieszo około trzech mil angielskich.
Żadnych wszakże chat, choćby najlichszych, krajowcy nie znają, a rozpięte namioty z czarnych skór zwierząt domowych, tworzą nędzne dla wszystkich schronienia. Licznie spotykane tam czworonogi, przypominają nieco pospolite nasze świnie i owce, wśród których chodzą sobie swobodnie oswojone albatrosy i czołgają się większe i mniejsze żółwie.
Jednem słowem świat całkiem inny, że tak powiemy „czarny”, przedstawił się oczom podróżnych, na których krajowcy w coraz liczniejszych zbierając się gromadach, (w osadzie bowiem, zdaniem Pryma, mogło ich być około 2,000) patrzeli zdumieni — i choć kolor biały w ogóle, a szczególniej ciała ludzkiego, jako zupełnie im nieznany, budził w nich lęk i nieufność, tak natarczywie jednak cisnęli się ku przybyłym, że ci zmuszeni byli siłą utrzymywać ich w należnem oddaleniu.
Po chwilowym spoczynku w namiocie Too-Wit’a, kapitan, ze swymi towarzyszami wrócił do czekających go u brzegu ludzi. W tem powrotnem jednak przejściu, zauważył nieprzebraną bodaj ilość pianki morskiej, mięczaka cenionego i poszukiwanego w handlu, szczególniej przez Chińczyków.
Ponieważ lekka pianka nie obciążając żaglowca, mogła stanowić doskonały towar sprzedażny zarówno w Ameryce jak Europie, przeto porozumiano się z przywódcą, który pozwolił kapitanowi w zamian za mały jakiś podarek, zbudować szopę gdzieby kilku robotników z załogi Oriona przysposobiło nowy