Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
162

ras i towarzysze jego chcieli już raz z tem skończyć, bo i wstyd ich było siedzieć w więzieniu strzeżonem przez zwierzęta. Już tedy decydowano się na napad na przeciwnika, gdy wtem Hatteras wymyślił nowy sposób obrony: Wziął on długi drążek żelazny, używany do poprawiania w piecu, włożył go w ogień, a tymczasem w ścianie zrobił otwór, lecz niezupełnie na wylot, tylko tak aby z zewnątrz pozostała cieniutka skorupa lodu. Gdy już żelazo rozpaliło się do czerwoności, wtedy rzekł do swych towarzyszy.
— Tem żelazem gorącem odpędzać będę niedźwiedzie, a wy tymczasem bezpiecznie przez otwór strzelać do nich możecie; lnie wyrwą wam broni.
— Wyborny pomysł, zawołał Bell, stając przy Altamoncie.
Hatteras porwał z pieca drążek rozpalony i szybko wysunął go na zewnątrz. Lód zamieniający się w parę zasyczał głucho i to sprowadziło dwóch niedźwiedzi, którzy uchwyciwszy żelazo, odskoczyli coprędzej ze strasznym rykiem, a tymczasem cztery strzały padły jeden po drugim.
— Trafione! zawołał Amerykanin.
— Trafione! powtórzył Bell.
— Zaczynajmy na nowo, rzekł Hatteras zatykając na chwilę otwór, a tymczasem rozpalano żelazo.