Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wadził do zguby, on, który szczęście ich tylko miał na celu, nie dawała mu spokoju. Nakoniec uwolnionym został od strasznego tego niepokoju i swobodnie odetchnął.
Wspólne niebezpieczeństwo ściślej zjednoczyło wszystkich obywateli. Wszystkie klasy zbliżyły się więcej do siebie, uznano się za braci, których jedne uczucia ożywiały, jedne interesy łączyły. Wszyscy czuli, że serca ich bić zaczęły dla nowej myśli, nowego wrażenia. Dla mieszkańców Miasta-Francyi powstała »ojczyzna«. Obawiano się o nią, cierpiano dla niej i lepiej zrozumiano tę miłość, którą ona budziła w ich sercu.
Zaprowadzenie w mieście środków obrony okazało się też bardzo korzystnem w swych skutkach. Poznano własne siły. W danym razie nie potrzebowano już tworzyć je. Znalazła się pewność siebie. Na przyszłość, na wszelki wypadek, przygotowanoby się natychmiast do wszystkiego.
Dzieło doktora Sarrasin’a zdawało się mieć świetniejszą niż kiedy przyszłość przed sobą. I rzecz dziwna, niewdzięczność nie spotkała Marcelego. Chociaż nie on był przyczyną ocalenia, złożono mu jednak publiczne podziękowanie jako organizatorowi obrony, temu, którego poświęceniu się miasto byłoby za-