Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a już najmniej, dlaczego los swój poprawia. Jak nie wiedzą te drzewa przy drodze po co gniazda na swych gałęziach trzymają!
Kujon roześmiał się pogardliwie. Owe bowiem kosmate grudy, któremi obrzucone były wysokie gałęzie topoli, — to nie żadne gniazda, a najzwyklejsza w świecie jemioła.
— Wszystko jedno, — kłóciłem się. — Więc taksamo, jak wiatr ją niesie.
— Wiatr jej wcale nie niesie. Ptaki ją roznoszą, idjoto, po drzewach. Zresztą jest to pasożyt, który kwitnie w zimie.
Wszyscy trzej spojrzeliśmy wysoko na suche patetyczne gałęzie, między któremi trwały zwarte wianuszki ciemności, teraz rzekomo kwitnącej.
— Gdzie ci tam to kwitnie, — szydził Leń.
— Kwitnie, bo tak jest w botanice. A wogóle to taksamo, jakbyś powiedział, że ci biedacy, co drzewo przy drodze zbierają, są nieszczęśliwi. Tymczasem on ci ma tyle nadziei! Więcej niż niejeden miljoner. Też kwitnie.
Odpaliliśmy jeden od drugiego i konie ścisnąwszy, ruszyliśmy znów kłusem, Kujon pierwszy z ogniem papierosa, niby z ostem czerwonym przy ustach.
Zachód już się był przetoczył po białej ziemi, wysokie szczyty lasów zatrzymały go na chwilę i zgasł. Mrok zapadał, organizacyjny adres nie był dokładny, nazwa wsi pomylona, działacza nie znaleźliśmy. Leń zaczął prowadzić krótszemi drogami, przez lasy, które powinny dotykać do szosy, ale tylko naprzód płynęły w noc coraz głębszą.