Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówił, nie odpowiadał, jeno patrzył pod górę na pochylone ku sobie twarze i śmiał się.
Ale nie był to przecie śmiech tylko. Z rozwartych szeroko oczu płynęły mu łzy, na czole łamało się światło błyskami drżącego wzruszenia.
Z honorem i paradą wprowadziliśmy gościa do jadalni. Tu, na progu, pułkownik pocałował go uroczyście w czoło. Potem my, jeden za drugim, nuże ściskać, miętosić.
Poddawał się i biernie nastawiał ciężkozwrotnym kadłubem. Waliliśmy go po łopatkach, więcej w tej chwili żądając ognia i wylania. Nie mógł nas brać w ramiona, ani się odpłacać, jak serce dyktowało. W niewoli, w szpitalach tamecznych obcięto mu lewą nogę i prawą rękę aż za przedramię.
— A na jakichże teraz kulasach tutaj stoisz, człowieku? — krzyczał Kujon.
Wacek śmiał się, dumny, żeśmy się odrazu nie spostrzegli.
Szczegółowe oględziny stwierdziły, że istotnie lewą nogę w zaprasowanym spodniu ma sztuczną. Obmacaliśmy ją rzetelnie wzdłuż i wpoprzek, w kolanie, w łydce i przy biodrze.
— Nie byle co, panowie, nie żaden flak, ciało, czy też gnat, ale noga naukowa, — rozczulał się Kujon. — I drogie toto musi być? Pewno z platyny! Masz, bracie, chleb zapewniony do końca życia!
Naukowa noga działała prawie jak żywa.
Wacek kroczył tam i zpowrotem, my zaś, rozstępując się, badaliśmy „sposób działania“.
— Owszem, owszem, — cieszył się nasz kapitan, —