Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

człowieka nauczyciel w szkole trzciną po oleodruku głaszcze, a ludzie boją się zaczepić przez całe pokolenia. Ten kurz, — mgła, — tradycja, — piach w oczy...
— Co pan wiesz o Niemcewiczu?
— Napisał Śpiewy historyczne, był adjutantem Kościuszki.
— Widzi pan — będziesz pan moim... Oficerem ordynansowym. Też mamy czasy ciekawe i też jest o czem pisać. Jakże się wam to wszystko podoba?
— Tak właśnie, jak pan pułkownik mówił wtedy, w kawiarni. I — samo korek wysadziło. Teraz rzeczywiście jeden może zostać włosem na łydce, drugi malekułą. Całe życie stoi otworem.
— Niby, jak stoi otworem? Ze co? Ze znowu będziemy na fabrykanta robić, — na dwór harować?... Że znowu — jacyś obcy z nożem na nas, — my na obcych?
— Tak jest, panie pułkowniku. Już podobno Ukraińcy na Przemyśl idą. Ale teraz my sami niesiemy odpowiedzialność za każdą cegłę, kamień, za każde łajno nawet, jeżeli pan pułkownik łaskaw!!
Dąbrowa wzruszył ramionami. Bo jeśli tak samo zgadzał się Kościuszko z Niemcewiczem?... Kazał sobie towarzyszyć na miasto. Pragnął zobaczyć, jak się odbywa życie, od sześciu godzin pozostające w jego władzy.
Ale, gdy idąc ku Rynkowi, spostrzegł szyldy firm, znanych oddawna, głębokie sklepy za mętnemi wystawami, kute drzwi jakiegoś banku — zawahał się.
Czy można za jednym zamachem, nie znając wszyst-