Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kich cyfr, ilości narodzin, zawieranych małżeństw, rozwodów, przyrostu stanu bydła, liczby zgonów, różnych tabel statystycznych i przemysłu, — czy można za jednym zamachem zmienić wszystko?!
— Cały Kraków tu stoi od rana, — objaśniał Rasiński, — i płacze ze wzruszenia.
— Ze go ta heca tak tanio kosztuje?...
Na Rynku trwało nieustanne przemówienie. To w tej, to w owej stronie amfilady odwachu zjawiał się młodzieniec z kokardką, spieniona działaczka, czy też weteran osiwiały.
Wznosili ręce do nieba i wykrzykiwali gromko na cześć minionej niewoli, oraz obecnej wolności.
— Ale psiakrew — zżymał się Dąbrowa — tej kompanji służbowej na pewno nikt tu żreć nie dał i nikt o tem nie myśli.
Jacyś studenci poznali pułkownika. Ciżba ludzka poniosła go bliżej do krat. Ciepłe chwyty owinęły mu nogi, wparły się w pośladki, wzniosły wgórę ku barwom sztandaru.
Jakaś staruszka wołała: Niech żyje naczelnik nasz, — niech żyje.
Przez sekundę uległ Dąbrowa ogromnej rozkoszy pochlebstwa.
Gdy w podrzucie mijał balaski odwachu, przeleciało mu przez myśl, że jak Kościuszko, powinienby sobie obmyśleć jakiś strój osobisty. Może burkę sławucką? Oraz, że kto wie, czy z wysokości tych ramion nie byłoby najlepiej wrzasnąć prawdę: — Równość, sprawiedliwość — odwet!