Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i poniósł się przez obejście, aż echa go rzuciły o las daleki.
Barcz stał niezdecydowany, nie rozumiejąc, co się stało. Oprzytomniał dopiero wobec pętaniny hałasu, wznoszącej się szybko po schodach.
— Co to jest?! Co to jest?! — Opadli Barcza w sionce Jaś, Pyć, Pietrzak, matka.
Pietrzak, rozsunąwszy zebranych, skoczył do kuchni.
Tu, wierzgając czarnemi pończochami poprzez zmięte fałdy spódnicy, do pasa prawie odsłonięta, tak, że widać było kurczowe szamotanie się ud w białej koronce majtek, wiła się Jadzia na podłodze. Jej rozrzucone włosy targały się wśród skorup garnka, którego treść płynna i gorąca zalewała policzki, skronie, usta.
— Papier topiony — szalał Pietrzak — lała papier topiony na twarz! Help!! — Help!! — Help!!