Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sytuacja w zaborze niemieckim... O Królestwie już nie mówiąc...
— Zaś co do postaci, osób? Was nie dotykam, bo o obecnych nie mówi się. Ale, pułkowniku, naprzykład Barcz. Płuży światami, powiadacie. Przedewszystkiem nie trzeba zapominać, bo już dwa lata minęło i rzeczy te zapomina się. Nie trzeba zapominać, kto to jest Barcz! Nie taka znowu u nas częsta, czy tania figura. Barcz — to żelazna ręka, to podporządkowanie drugich i siebie potężnej świadomej woli.
Dąbrowa ofukał te pochwały krótkiemi prztykami: — Teraz żelazne ręce?! — hehe... Całe żelazo świata, panowie, po czterech latach wojny do czego doprowadza? Do czego doprowadza człowieka żelazo?! Teraz potrzeba serca, — serca.
Wtedy Rasiński, w obronie ukochanego wodza przypomniał pewien miły szczegół, niejako na dowód, że jeżeli o serce chodzi...
Było to gdzieś w bojach na Podhalu. Stali na plebanji. I tam właśnie podczas przerwy w bitwie Barcz grał, — nic, jakąś piosenkę włoską. Naturalnie stare pianino, — naturalnie żaden wirtuoz. Ale trzeba było widzieć wyraz tej twarzy tak drogiej, udręczonej. Jakby sama szarówka grała.
Rybnicki podchwycił to rozumniej i syntentyczniej.
— Mówicie, pułkowniku, — Barcz gdzieś tam płuży... Ale w tem płużeniu leży sto lat pielgrzymiej tradycji naszej...
O tradycji najboleśniej dotknęło Dąbrowę. Sam był teraz na placu, jeden jedyny na tę niewypieczoną je-