Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

prawie do swojej prawdy. Już teraz, — tylko ta czarna masa. Nie robotniki, nie chłopy, nie pany. Masa: pot i gniew... Nie aparat do trzymania za pysk, tylko dwa słowa: równość sprawiedliwość... Czyli odwet!!
Towarzystwo oczu z niego nie spuszczało, aż mieszać się zaczął. Bo z tymi demokratami nigdy nie wiesz, co ci wypominają. W czem zawiniłeś?... Że co?
Że nie od kolebki z nimi chadzasz razem? Że „na księdza“ się szło? Że z diakona dopiero zawróciło?... Że niby potem do mleczarstw... I w spółkach propaganda za polską rasą bydła. Za czerwoną... Też przecie — rewolucja...
Wszystko mu naraz przeskoczyło przez myśl. Żona, pięcioro dzieci, pięć pokoi i że się pułkownika w legjonach dochrapał i ta bieda teraz.
Długi łeb Rybnickiego świecił mu nieruchomo nad nosem.
— No więc co? — spytał głośno Dąbrowa.
Wielkie, gładkie płaszczyzny twarzy Rybnickiego poległy na sobie wzajem grą łagodnego światłocienia.
Poseł zaczął powoli.
Był w tem odważony słusznie gniew i głód robotników borysławskich. A przecie, jeśli Borysław stanie... To nasza nafta, nasze smary w niemieckich łodziach podwodnych wiercą ocean. Był w tem upór, jaki każdej chwili okazać mogą kolejarze, a przecie cała część frontu i wszystko zboże ukraińskie zależy od tej kolei. Był w tem wreszcie ten „drożdż“ polski, który dzięki rozwiązaniu legjonów rozdyma już wszystkie polskie dywizje Austrji...