Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Barcz! Pani nie wiedziała i spała, kiedy on działał tak pięknie?
Oddała się żarliwie kojącej łasce kłamstwa! Owszem, — wiedziała wszystko. Oboje mieli straszną noc. Dziś przyszła do pracy, ale chyba widać, że ledwo na nogach stoi. Opowiedziała dumnie cały przebieg wydarzenia, przytaczając wszystkie skróty i oceny Barcza.
Pietrzak słuchał, ważniejsze okresy popychał mlaśnięciem fioletowych warg, mniej ważne przeganiał mrużoną niecierpliwie powieką.
Proste słowa Jadzi mijały jednak za szybko. Przyczajał się, umyślnie nie rozumiał, nudził, widząc już w myśli swe krótkie tytuły, — dla Department of Intelligence.
Duma rozsadzała piersi Pietrzaka! Któż bowiem mógł się prócz niego pochwalić takim „polish folklore “?!...
Słuchając nabożnie, dla odwrócenia uwagi ściągnął sobie na podołek grottgerowską panienkę, w oberwanej spódniczce. Gdy Jadzia zaczęła opowiadać, jak generałowie ruszyli samotrzeć do Jedwabna, — nie wytrzymał i rzucił figurkę na podłogę.
— Goddam!!
Jadzia przestraszyła się niesamowicie.
— Nic, proszę pani, — cera się odbiła i oczy. — Zgarniał w dłonie pokruszony lakier i wypadłe z orbit szklane oczka.
Koniec opowiadania Jadzi witał triumfalnemi okrzykami.
— Ale teraz mam prośbę do pana...