Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Serce tenory drży mocniej, niż wszystkie we ruszty i wszystkie łoża blachy, czy Tadeusz wytrzymie?
Poprawił ją tu kiedyś: Czy wytrzymam?
Czy jej Tadek wytrzymie?...
Którędyż to, którędyż tutaj, myśli Lenorki nie ścigały tego miłego Tadka. Ścigały go po szklanym korytarzu, co wiedzie wagoniki na łańcuchach ruchomych przez podłogę, od nadszybia aż tu. A gdy znów która z koleżanek odczepi już wagonik pierwszy z idącego naprzód rzędu i popycha przez metalowe bona i zakręca i z śliskich szyn wybija i ramieniem podpiera — uszy Lenory słyszały tego Tadka w potężnych grzmotach bona:
Jak Tadek woła — nie!!! — Jak Tadek woła — nie!
Że nie wytrzyma!
A kiedy sama Lenorka czuwała przy wywrocie: gdy dźwig przechylić trzeba przy każdym z korytarza wytoczonym wózku, serce mdlało jej w piersiach. Na myśl, że tu z głębiny ziemskiej, z tych czarnych korytarzów wyjeżdża pośród wozów którychś miłość Tadka, pracującego pod ziemią, do węgli przylepia, w dotyku tych odłamków zagubiona, a przecie żywa, własna i obecna!
Węgiel spadał z przewrotu, szarpnięty sprawą hebra leciał ostatnim kurzem. Ostatnim dechem głębin ziemskich zaprószył znów powietrze.
Jakby myślał i radził. Na wszystkich wyniesieniach, garbach, przy wszystkie piętra ruchomy, tarły,