Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go pomysłu tych jakichś pólek doświadczalnych, froterki, czy też prób, czy bo ja wiem? Muszę cię ostrzec. Młody pan Mieniewski, który tu był już u nas kiedyś na kolacji, nie jest właściwie, jak przekonaliśmy się, człowiekiem z towarzystwa.
— Jak to nie jest?
— Nie jest z naszego towarzystwa. — Pani Stanisława zarumieniła się. — Ma stosunek ze zwykłą, prostą dziewczyną kopalnianą.
Pani Stanisława nie skończyła jeszcze zdania, gdy Zuza jęła krzyczeć.
— Czyście powariowali? Wszyscy mnie ostrzegacie, mama, ojciec. Czy ma to być reklamą dla chłopca? Idiotyzm!
Taki właśnie idiotyzm uczepi się człowieka! Od pierwszej chwili, zaraz podczas rozmowy z ojcem, zapamiętała Zuza doskonale imię i nazwisko tej donny pana Tadeusza Mieniewskiego: Eleonora Duś.
Gdy spotkali się później z synem leadera w buduarku na herbatce, nazwisko to — Eleonora Duś — nie przestawało brzmieć w uszach Kostryniównej. Tak natarczywie, iż w pewnej chwili, bez żadnego powodu, omal nie powiedziała głośno przed siebie, w gładziutką głębię lustra, odbijającego postacie jej i Tadeusza pochylone nad stolikiem z herbatą:
— Eleonora Duś.
Oczywiście, Zuza opanowała się. Za dużo niesmaku rodziły te zestawienia. Znała przecież tych ludzi, tę rozmaitą biedotę, hutników, robotników, górniczki„ Jak można było w ogóle zejść tak nisko! Brud, pot,