Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starała się nie bywać w domu. Czyż mało było pracy w bibliotece?! Pracy i ukochanej samotności!
Tu, w bibliotece, rano, w ciszy czarnych, płóciennych tomików, ustawionych wysoko aż pod sufit, powzięła decyzję: rozmówienia się z Coeurem.
Przygotowała sobie nawet w tym celu kilka powieści ukochanego pisarza, chociaż; też Francuza — Pawła Bourgeta. Dla nabycia, czy choćby tylko odświeżenia sobie pewnych płynniejszych zwrotów konwersacji francuskiej.
Z ściśniętym gardłem czytała głośno tom Bourgeta w nadziei, że napotka tam wreszcie jakąś odpowiednią rozmówkę. Najgorsze, że rozmowę z Coeurem trzeba uzyskać przed ewentualnymi zaburzeniami na „Erazmie“.
Napisać list, bilecik, to będzie najprościej.
Miała już napisane trzy takie bileciki na brudno. Z błędami. Zuza mogłaby to z1 łatwością poprawić, tyle obcuje z Coeurem. Nie: pani Stanisława nie umiała już spokojnie myśleć o Zuzie. Po ostatniej rozmowie z córką?
Musiało już być coś osobliwego w atmosferze Zagłębia, co ciężyło na wszystkich ludziach, rzeczach, stosunkach wzajemnych i sprawach...
Gdy wieczorem pani Stanisława spotkała Zuzę w salonie, ze wstydem, lękiem powiedziała córce, co dyktował macierzyński obowiązek.
— Ty wiesz, Zuziu, że się do niczego nie mieszam. Choć chcecie potem zawsze, bym za wszystko odpowiadała. Nie mieszam się już dziś zupełnie do spraw ojca. To jednak muszę ci powiedzie z racji owe-