Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z nauk i kazań szlachetnego fanatyka czerpać mogą tyle nadziei, osłody, ulgi i otuchy.
Kostryń słuchał. Czyżby się obie porozumiały jakoś w końcu?!... — Cóż znowu za wspólne płacze i zwierzenia?!
Puścił Knote, gdy mu przez łzy oświadczyła, iż zwierzeń żadnych nie było. — Masz tutaj sto złotych na kuferku — dodał i z okrzykiem — powariowały baby! — wyszedł z pracowienki.
— Cóż to za jakieś wspólne żale gorzkie odprawiacie z Knote? — spytał wieczorem w sypialni żony. Nie cierpiał tej niebieskiej sypialni, podobnej do buduaru w sztuce Madame sans gêne. Właśnie na sztuce tej, podczas trzeciego aktu, doniesiono Kostryniowi swego czasu, że stary Mieniewski unicestwił wszelką możliwość kompromisu na komisji mieszanej w ministerstwie.
— Gorzkie żale? Nic nie wiem o żadnych żalach, nie mamy chyba jednak powodu do specjalnej radości.
Pani Stanisława leżała już w łóżku. Nawet w łóżku umiała leżeć inaczej, niż wszyscy: spoczywała uroczyście.
Dyrektor wzruszył ramionami. By zmienić temat rozmowy, spytał po chwili o nie wyczerpaną nigdy, jeżeli chodzi o kłopoty, dobroczynną bibliotekę Staszica? Naturalnie, jak zawsze przed każdą solidniejszą awanturą w Zagłębiu, wielki ruch, drobni urzędnicy pchają się jeden przez drugiego, wypożycza kto tylko w Boga wierzy?...