Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ha? A cóż to znów takiego, panie dyrektorze? Parawan z pierścionków od cygar? Ciekawy wyrób, bardzo ciekawy.
Kostryń nie mógł oderwać gościa od tego niezwykłego parawanu.
— Dobre marki, ależ doskonałe marki palił pan, panie dyrektorze! Tak, świetny pomysł, jakże by tu powiedzieć? — Mieniewski szukał określenia — rodzaj pamiętnika w dziedzinie uciech, płynących z nikotyny. Pamiętnik przyjemności.
Weszła pani Stanisława, za nią służący z herbatą.
Kostryń patrzył na żonę, ze zdziwieniem. Spostrzegł powyżej czoła wśród skrętów fryzury wąskie pasmo zmoczonych włosów. No tak, po tej szybie w gabinecie. Tak, tak, małżonka chciała wyskoczyć oknem.
Rozmawiała teraz z Mieniewskim o trudach drogi.
Kostryń podawał cukiernicę. Mało jej z rąk nie upuścił: przypomniała mu się w tej chwili rzecz błaha zapewne w porównaniu z innymi a jednak osobliwie wstydliwa: czy Coeur „będąc“ ze Stanisławą spostrzegł i zauważył ową niebieską żyłkę, występującą na nodze spod kolana, do połowy uda?
Kostryń pochylił się, rzekomo by podnieść łyżeczkę. Zdało mu się przez chwilę, że nie potrafi wyprostować grzbietu. Usiadł jednak na koniec, przełamał w palcach kilka herbatników.
Poseł Mieniewski wciąż jeszcze rozmawiał z Stanisławą o trudach podróży. Tak, bardzo wygodne po-