Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łączenie z Warszawą. Jeszcze rok temu ta sama droga trwała nie sześć, lecz siedem godzin z minutami.
— Czyż siedem godzin z minutami? — Kostryń powiedział i zamilkł.
Nie, Knote nie kłamała. Knote ma może obłęd religijny, lecz nie kłamała, niestety! Kostryń przebiegał myślą wszystkie rodziny dyrektorskie, ich stosunki, koneksje: jedyne wyjście i jedyna pociecha chyba, że wszędzie dzieje się to samo. Jeden dom publiczny! Robotnicy pod płotem, panie dyrektorówe w bibliotekach Staszica....
— W epoce pary, elektryczności panuje demokratyzm. — Dyrektor Kostryń wypowiedziawszy to zdanie uśmiechnął się. — Demokratyzm, sprowadzający się do jak największego skracania drogi we wszystkim. Skracania drogi, o!
Pan poseł Mieniewski odłożył łyżeczkę na brzeg spodeczka i spytał: — No, a śmierć tego dyrektora na „Erazmie“, jakże się nazywał ten wasz Francuz, Coeur, zdaje się? Jakież tu sprawiła wrażenie?
— Olbrzymie — zaśmiał się cichutko Kostryń. Ja, moja żona. —
— Tak, panie pośle. — — Stanisława osunęła się na oparcie kanapy.
— W ostatnich dniach nie możemy się tu w Osadzie Górniczej uskarżać na brak wrażeń. — Kostryń wypowiedział to znacząco w stronę pana Mieniewskiego.
Leader jednak trzymał się równo, nie pytał o nic.
Zapadło znów milczenie. Kostryń powstał pierwszy. Przeszli do kancelarii. Tu dopiero utracił pan