Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



2.
JAK WE ŚNIE.

Idiota — pomyślał Kostryń usłyszawszy patetyczne słowa sekretarza. Dyrektor przypuszczał, że okrzyk o murach złoconych będzie wstępem, po którym nastąpi właściwa przemowa. Gwoli wysłuchania jej podniósł się nawet — lecz Koza znikł już w drzwiach.
Rzucony przez sekretarza Związku na czyściutką bibułę biurka list otworzył dyrektor Kostryń li tylko gwoli sprawdzenia. Ma się rozumieć, zerwanie! Wiadomość tego rodzaju należało w każdym razie przepunktować, odczekać. Kostryń drżącymi palcami wsunął sobie do ust trzy cukierki eukaliptusowe.
Od chłodu smołowego czy też zapachu cukierków czerwone łezki trysnęły z dyrektorskich oczu.
Ty zrywasz — pomyślał z uśmiechem, dobitnym, jakby tu Drążek stał blisko, przed biurkiem — a ja sobie pójdę linią Coeura. Na razie, obaj zawracamy. Tak, tak, tak, wierzymy w strejk....
Ucieszył się. Z wielkiej, skrytej radości zadzwo-