Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Druga sprawa miała związek — Koza przestraszył się — z Tadeuszem Mieniewskim.
Jeżeli do tej chwili panna Zuzanna Kostryniówna była piękną, to teraz stała się jeszcze piękniejszą. W jej prześlicznej twarzy zaszło nagle coś takiego, że Koza zmrużył powieki, by nie patrzeć.
— Nie wiecie również — mówiła — ręczę za autentyczność! Pan Mieniewski został komunistą. Czy może był nim już dawniej, prawda?
Tak, komunistą, Cóż ją obchodziło określenie, słowo, rzecz? Nic. Pragnęła o tym, mówić, tak by mówienie stawało się działaniem, obcowaniem. Obcowała z panem Mieniewskim chociażby szkodząc mu...
A może to tylko zabawa? Ułożyła sobie tę „zabawę“ bolesną, której istota polega na tym, aby skompromitować go u wszystkich Dusiów, Dusiówien i całej tej hołoty.
— Pan Mieniewski przebywa teraz w Osadzie pod zmienionym nazwiskiem. Niech pan tego nie pisze u siebie, to jest w „Głosie Osady“. Czy pan wie, że nie mogę nie czytać tego pańskiego „Głosu“? Doskonale redagowane.
Koza złożył potulnie obie ręce na piersiach.
— Niech pan jednak napisze w swoim „Głosie“, że tenże Mieniewski Tadeusz porozumiewał się tu z kapitalistami, pobrał nawet wysokie zaliczki na zaciąganie podłóg w Radzie Kopalń i Hut. Które to podłogi miał tutejszemu kapitałowi własnoręcznie zaciągać.
— Dlaczego mówię to wszystko? — Uczuła w piersiach głęboką pustkę, musiała westchnąć, by nie