Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kapitału jest dookoła taka, że pod ścianami chyba zasiąść i ten mur gryźć?
Śledzili za leaderem. Jak się ustosunkuje?
Widać było, że Drążkowi nie świadczy. Drążek sto razy podbiegał, zaglądał, nic nie wyłudził. Aż zatrzymali się wszyscy na rumowisku, w pobliżu parkanu. Głodne ciemne twarze asysty, leader na uboczu, a przed ludźmi Drążek, purpurowy z wściekłości — przez wysadzone oczy krew mało mu na wapno nie strzykała.
— Tutaj — rozdarł się przeciw słonecznemu powietrzu — tysiąc robociarzy zasiądzie, wpatrzonych w kino. Nie w głupie obrazki, a pożyteczne: macierzyństwo, pokaz akuszeryjny, weneryzm, podróże. Tutaj przemówi do nieuświadomionych o związku nasz sekretarz, Koza. Tutaj — Drążek wskazał na kupę gruzu usypaną w kącie — zaśpiewa chór robotniczy... Tutaj skromne siły wydoskonalą teatralnie nasi amatorzy. Oto przyszłość. Naprzeciw Rada Kopalń i Hut, a tu właśnie —
— Przez gościniec tylko?
— Przez gościniec — jęknęła asysta.
Wszystkie spojrzenia skupiły się na leaderze. Rozumiał, że postawą swą musi ustosunkować się nałożycie do zewnętrznego wcielenia Rady Kopalń i Hut.
Była to jednopiętrowa, pękata kamienica, w stylu rokoko, kryta szarą, połyskliwą dachówką. Nad ok nami szła koronka zielonych stiuków, w czysto umytych szybach prężyły się białe smugi słońca.
— Więc to tutaj? — Poseł Mieniewski, pamiętający wybornie każdą twarz robotniczą na przestrzeni