Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie na niczym. Wszelka decyzja pozostaje nadal w naszym ręku. Nikt jeszcze nie doszedł do punktów przyszłej umowy.
Odpowiedział zza kotary pośpieszny jakiś ruch.
Kostryń słuchał szarpiąc sobie policzki.
Gdy oto nagle kotara poczęła się rozsuwać ze zgrzytem metalowych kółek. Taki bogacz — zdążył jeszcze pomyśleć Kostryń — a nie urządzi sobie lepszej mechaniki. Była to ostatnia własna myśl Kostrynie, potem... Potem już tylko przerażone poddanie się, smagane gniewem i pogardą.
Coeur miotał się na łóżku, to się zanurzał, to wyłaniał spod atłasowej kołdry w jedwabnych połyskach pyjamy, niby olbrzymi czerw o wielkiej głowie błyskającej przekrwionymi oczami. Żądał stanowczego rozcięcia konfliktu, żądał decyzyj szybkich i konkretnych.
Wtedy to Kostryń wypowiedział idiotyczne zdanie o kwartecie francuskim. O tym kwartecie, który ma się tu z jawić za kilka tygodni, wobec czego on, Kostryń, przypuszczał, że decyzja co do stanowczego załatwienia konfliktu jest taką sobie decyzją, a sugestia na temat kwrartetu miała być właśnie dyskretną wskazówką, aby zwlekano z konfliktem.
Przekreślony! Ramię Coeura wychylonego z łóżka powiewając jedwabnym rękawem przekreśliło Kostrynia kilkakrotnie. Pan Kostryń wycofywał się tyłem do drzwi. Tu zaczekał. Ileż trwało czekanie, dwie, trzy sekundy? Dwie. trzy sekundy całej wieczności upokorzenia. Może kotara rozewrze się jeszcze?
Nie, już koniec. Uciekał dalej, ostrożnie na pal-