Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem. Każdy człowiek, gdy ma dzieci, staje się jagnięciem.
Skończył. Można było oglądać skutek pocieszenia na twarzy Supernaczki. Skutek odwrotny. Zamiast smutku przez żółte jej policzki zorza świeciła. Martyzel objaw ten nazywał radością niewolnicy.
Podłogi pomyte, w obu izbach dobrze umiecione, Szymczykowa dopilnuje herbaty, siedzą goście, snują uczące rozmowy, a jeszcze księdza Kani spodziewają się wszyscy, a jeszcze drugi pokój otwarty, czyli muzej, w którym zgromadziło się tyle pięknych mebli, dlaczegóż nie miałby się człowiek uśmiechnąć do tej chwili?!
Muzej, czyli wszelka oszczędność z tylu lat, czyli główny dowód życia! Do tego obie lampy zapalone, tu zwykła, a w muzeju, dla większego uczczenia księdza Kani, wisząca. Po trzeciej żonie. Złośliwi powtarzali, że portier ożenił się kiedyś dla tej lampy.
Lampa duża, z piękną klamrą, twarzami wygniatanych aniołków wpatrzona w cztery strony świata. Supernaczka za dobrych czasów szycia powiększyła jeszcze to bogactwo przysposobiwszy na klosz zielony prześliczną baletnicę z bibułki i z resztek różowego jedwabiu.
Taki to dowód życia: gdy nie myślała o małżeńskich sprawach i na męża nie patrzyła, czuła się jakby w pierwszych dobrych służącowskich czasach. A tu jeszcze ów nowy gość, syn pana leadera, może nawet z hrabiów, w takim palcie bogatym. Więc od zmartwień głębokich i od takich zaszczytów bliskich mogą się chyba łzy w oczach człowieka zakręcić. Spłynęły lekko po policzkach portierki, podczas gdy Supernak najważ-