Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z chustki, ściągniętej na piersiach, wychyliła się twarz akuszerki, sina z przestrachu. — Czemu krzyczę? — wargi Knote drgnęły, by się uśmiechnąć, lecz uśmiech zamarł w martwych płaszczyznach oblicza. —
— Tu, u nas, w Osadzie Górniczej, w Zagłębiu, każdy mieszkaniec musi tak czasem krzyczeć z poczucia samotności...