Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

te, gdy Zuza, z racuszkiem na widelcu, odrzekła: — Powinno się ją za mąż wydać.
Kostryń pochylił głowę nad talerzem, by ukryć rumieńce.
— Miała już przecie męża — przypomniał sobie. Nie pamiętasz Knotego? Ten felczer? Znakomity felczer. I bardzo dzielny człowiek. Widać nie spodobało mu się, no i umarł.
Powtórzył parę razy, za szóstym śmiać się zaczął, cierpliwie, póki wreszcie Zuza nie przywtórzyła.
Kawę i tacę z orzechami zabrali do salonu. Kostryń usiadł na swoim miejscu pod parawanem z pierścionków od cygar. Łupał skorupy dziadkiem, obierał cząstki starannie z miękkiej skóry i żuł pilnie. Czyżby Zuza domyślała się stosunku z masażystką? Przeraził się tej prostej myśl: córka mogła go szantażować za pomocą Knote...
— Czy trzeba odsiadywać czarną kawę? — Zuza wstała, niestety, już było za późno... Kostryń schował głowę w ramiona, gdy rozległy się pierwsze słowa uroczystego tenora żony.
Pani Stanisława wyliczyła cały szereg faktów niedwuznacznych chyba, jeżeli chodzi o towarzyski stosunek Coeura do panny na wydaniu.
— Sami chcieliście, bym grała w tennisa — krzyknęła Zuza.
— Grasz w tennisa, jak ojciec grywa z nim kwartety, to całkiem zrozumiałe. Jest szereg innych, oderwanych faktów....
— Jakich? Proszę powiedzieć, jakich?! — Zu-