Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z nich wszystko, co się w burzliwym czasie między ludźmi gotuje, pani Knote narzuciła się niepotrzebnie na księdza: spiskują tu z nim! Na dowód czego ukazała druty przez sufit wyciągnięte i zakręcone. Druty radia. Po co takim ludziom, kto to płaci?! Czego się z takich słuchów dowiadują?!
Naskoczyła na księdza, baby zamurowało, wtedy oblana nagłą „szewską“ pasją zażądała nareszcie swej maszyny do szycia.
— Oddajcie mi maszynę, po tom przyszła i możecie pozdychać.
Maszyna spod obrazów znalazła się na stole. Zaglądnęły z Leonorą do czółenka, dla sprawdzenia pokręciły korbą.
Niklowane kółeczko mieni się białością, portierka płacze, że jej ostatnie życie zabierają z maszyną. Wobec czego oświadczyła Knote, że maszynę sprzeda, wyjeżdżać musi, pisał do niej stryjek, odjeżdża stąd daleko do tych, co jej czek i ją.
Nikt nigdzie nie czekał i skąd tam jaki stryjek i dokądżeby jechać, ale z dobroci serca kłamstwo Knote poniosło, przez litość dla chorej, żeby wiedzieli, czuli i umajone mieli te swoje ciężkie łzy. Więc niech Lenora pomoże teraz odnieść maszynę.
Na powrotnej drodze gadały tylko o Supernaczce, która całą duszą wisiała na maszynie. W lecie tak się jej rozszerzyła klientela, że miała wcale niezłe zarobki. Stary wyjechał, stróżować na galmanach, wszędzie było czysto zamiecione, dzieci pięknie obszyte. Ale wrócił i powiada: możesz szyć, to możesz robić. Za-