Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Lenora.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



2.
RĘKA Z SYGNETEM POCHODZENIA

Gdzież tu postawić gary?
Pani Knote zrzuciwszy z pleców chustkę biegała w szpitalnym fartuchu dokoła, niczym biała, wystraszona mysz. W pracowni będzie niewygodnie, może lepiej w nyży? Przeszli więc do tej nyży.
— Jak tu ciemno?!
Knote zapewniała Tadeusza, że rano, zwłaszcza w lecie, jest całkiem jasno. Postawił gary ostrożnie na stoliku pod oknem. Okno malutkie i zakratowane, jak w więzieniu.
A więc od razu, od razu padło to złowieszcze słowo!
— Całe Zagłębie, proszę pana, to przecie jedno więzienie.
Przeprosiła go do pracowienki.
Układał w myślach list do ojca. Że z życiem robotniczym zupełnie tak samo, jak z wojną. Tyś był ojcem narodu na tej wojnie, a ja zwykłym żołnie-